statnio po wypadach na paru imprezach historycznych dopadła mnie zabawna refleksja. Otóż szczególnie na wczesnych imprezach (czytaj wikińsko-słowiańskich) część uczestników to jacyś naziole (oj nie raz wysłuchiwałam pieśni Honoru, których przerwanie mogło się skończyć utratą kończyn), dresiarze, bądź inny ciekawy element prawoskrętnie ukierunkowany. Oczywiście dalej jest to margines tego typu grup, a dosyć widoczny. Może to i kwestia bliskości ideologicznej (przecie i sam Hitler się podniecał germanami i jak widać barbarzyństwo udało mu się otworzyć w pełnym współczesnym wydaniu), a może po prostu jakieś nacjonalistyczne zadęcie (no wiecie, czasy wspaniałych walecznych Słowian pompują dumę). Może i nieważne skąd i dlaczego, bardziej istotne, że zamiast baseball'a w ręce idą miecze co chyba nikomu na dobre nie wyjdzie.
No dobra, znam jeden ciekawy przypadek, to się podzielę. Kumpel, który odpowiadał za rekrutację do bractwa otrzymał pewnego dnia magiczny mail od gościa zainteresowanego odtwórstwem historycznym. Panowie umówili się następnego dnia i jakież było zdziwienie kumpla, gdy na ulicy spostrzegł jedynie rasowego drecha. Gość podszedł, z kurtuazją się przedstawił i jakoś tak nie wiem, czy nie ze strachu jakoś do bractwa przyjęli. Szybko się obszył w ciuchy, pilnie przychodził na spotkania, ale pewnego dnia maksymalnie zadziwił wszystkich pytaniem: "Czy strzelanie z łuku, bądź hakownic jest nielegalne, bo nie chce mieć problemów z policją?". Jak się potem okazało odsiedział wyrok za usiłowanie morderstwa i nie spieszyło mu się za kratki.
A więc miecz w dłoń i ruszajcie na dzielnię:)